Serwis obecny w sieci od 1996 roku! Bogaty zbiór unikalnych zdjęć i grafik Kalisza! Historia miasta od dziejów prastarych po II wojnę światową! Opisy obiektów architektonicznych oraz życia w dawnym Kaliszu! Kronika ważnych wydarzeń historycznych! Najstarsze zachowane plany miasta on-line! Czytelnia starych książek on-line! Skrócona historia miasta w 17 wersjach językowych!

Poczekalnia
Arcybiskupi epizod - kartka z dziejów franciszkańskiej świątyni

Zima tego roku zapowiadała się sroga. Mróz ściął ziemię i skuł lodem rzeki i jeziora już pod koniec listopada. Na początku grudnia spadł zaś obficie puszysty śnieg, który przykrył ziemię niby śnieżnobiałą, puchową pierzyną. Dobrze chociaż, że tegoroczne lato było urodzajne, dzięki czemu magazyny żywnościowe, piwnice i spiżarnie pełne były teraz wszelakiego jadła: zboża, roślin strączkowych, mięsa oraz bardzo wówczas cenionego miodu pitnego, który z uwagi na dobre rozgrzewanie był mile widziany na stole zwłaszcza podczas długich zimowych wieczorów. Pomimo trzaskających mrozów, znacznie dających się we znaki mieszkańcom tego młodego jeszcze, bo założonego zaledwie ćwierć wieku temu, miasta, zgromadzone zapasy dawały poczucie pewności i spokoju o byt rodziny i krewnych przez kilka najbliższych miesięcy.

Również i tego niedzielnego dnia, w trzecią niedzielę adwentu i zarazem w wigilię wigilii dnia św. Tomasza apostoła (Didymosa) prószył śnieg. Jego duże, spadające powoli płatki widoczne były wyraźnie przez niewielkie i niezbyt liczne okna, umieszczone w drewnianych zabudowaniach klasztoru miejscowych minorytów. Zakonnicy ci, jako przedstawiciele jednego z ówczesnych zakonów żebraczych, przybyli tu - staraniem księcia i jego małżonki - wkrótce po lokacji miasta. Ich głównym zadaniem było prowadzenie szeroko rozumianego "curae animorum" wśród jego mieszkańców.

Duszpasterstwo to początkowo sprowadzało się tylko do kaznodziejstwa, ale nieco później - za zgodą papieża - rozszerzone zostało o prawo słuchania spowiedzi indywidualnych, by wreszcie objąć wypełnianie wszelkich posług wynikających z przyjęcia święceń kapłańskich, co stało się w momencie, gdy ich kościół otrzymał uprawnienia parafialne. Bracia minoryci, czyli mówiąc inaczej franciszkanie, byli nie tylko świadkami powolnego i mozolnego powstawania tego miasta, ale - dzięki prowadzonej przez siebie działalności - stali się po części także i jego współtwórcami.

Godzina była jeszcze wczesna, bo zaledwie skończyła się prima, ale w klasztorze oraz na przylegającym doń rozległym dziedzińcu, otoczonym wysokim płotem i zastawionym obecnie wozami i saniami przybyłych tu przedwczoraj licznych gości, panował ożywiony ruch. Z szopy stojącej nieco na uboczu, w pobliżu bramy wjazdowej, pełniącej na co dzień funkcję zakonnej stodoły (i niewielkiego chlewika), a teraz zamienionej na stajnię, dobiegało rżenie wielu koni, radujących się z sypanego im właśnie w tym czasie obroku. Natomiast w budynku, a dokładnie mówiąc w refektarzu, czyli sali jadalnej stanowiącej największe ze znajdujących się w nim pomieszczeń, szykowano się do uroczystego śniadania. Zwykle zakonnicy pierwszy swój posiłek spożywali znacznie później, ale dzisiaj, podobnie zresztą jak i ubiegłego dnia - z uwagi na dostojnych gości - porządek dnia uległ chwilowemu zakłóceniu i niewielkiej zmianie.

Po kilku dalszych godzinach, gdy rozwidniło się już na dobre i zaczęła zbliżać się pora tercji, kolejnej godziny kanonicznej, do hałasów dobiegających spoza ścian klasztoru dołączył gwar rozmów i odgłos skrzypienia butów na śniegu, rozlegające się od strony wejścia do kościoła. Ta murowana świątynia zakonna, nosząca wezwanie św. Stanisława, wzniesiona została ładnych kilkanaście lat temu i prezentowała się niezwykle okazale. Posiadała ona formę bazyliki, a więc kościoła trójnawowego, którego nawy boczne były węższe i niższe od środkowej, a ta - zwana nawą główną - miała poza tym, umieszczone u góry, dodatkowe okna oświetlające jej wnętrze. Do tej też nawy przylegało wydłużone prezbiterium, zaopatrzone w duże, ostrołukowe okna z pięknymi kamiennymi maswerkami. Wspomniany wyżej hałas stopniowo zmniejszał się, aż wreszcie ucichł całkowicie, co było wyraźną oznaką tego, że ludzie go czyniący weszli już do kościoła, w którym znaczna część miejsc została zajęta wcześniej przez sporą rzeszę osób przybyłych do miasta dwa dni temu. Wśród nich wyróżniał się siedzący na wysokim, masywnym krześle, ubrany w ciemny, żałobny strój, książę wielkopolski Przemysł II. Przyjechał on tu, wraz ze swoją dworską świtą i przyboczną drużyną rycerską, ubiegłego popołudnia, bezpośrednio po poznańskim pogrzebie swej małżonki Ludgardy, do której śmierci - jak głosiła wieść gminna - i on przyłożył swoje ręce. Wiernych zgromadzonych dzisiaj w kościele było znacznie więcej niż wczoraj, gdy na mszy świętej odprawionej w porze seksty (a więc około południa) jeden z przybyłych gości - o imieniu Jakub - otrzymał wyższe święcenia kapłańskie. Pochodził on ze śląskiego rodu rycerskiego Świnków, którego jedna gałąź osiadła jakiś dobry czas temu w Wielkopolsce i stosunkowo szybko zaczęła odgrywać istotną rolę polityczną w tej dzielnicy, a jej przedstawiciele pełnili ważne i zaszczytne funkcje administracyjne - np. jego stryj był wówczas kasztelanem spicymierskim w pobliskiej ziemi sieradzkiej. Sam Jakub w chwili otrzymywania wspomnianych święceń kapłańskich był już dojrzałym, przypuszczalnie trzydziestoletnim mężczyzną, który jako diakon, a jednocześnie (zapewne od 1271 r.) prałat i kantor gnieźnieński, znany był nie tylko w kręgach duchownych, ale także - i kto wie czy nie nawet bardziej - wśród ówczesnych książąt i możnych rodów rycerskich dzielnicowej Polski. Nieobca mu była również polityka, bo wiadomo, że oddał on jakieś ważne usługi (in minoribus constitutus) dwóm zmarłym przed czterema laty (w 1279 r.) książętom: krakowskiemu Bolesławowi Wstydliwemu i wielkopolskiemu Bolesławowi Pobożnemu oraz bratankowi tego ostatniego - księciu Przemysłowi II.

Dzisiaj, tj. 19 grudnia 1283 roku, miał on otrzymać sakrę biskupią i najwyższą z ówczesnych polskich godności kościelnych - godność metropolity i arcybiskupa gnieźnieńskiego. Dlatego też uroczystość mająca się za chwilę rozpocząć przygotowana została niezwykle pieczołowicie, miała barwną oprawę i odbywała się w obecności wielu gości. Oprócz licznie zebranych członków organizującej się kaliskiej gminy miejskiej, w ławach kościelnych zasiedli także przybyli tu przedstawiciele kilku, nie tylko wielkopolskich, rodów możnowładczych oraz osoby duchowne i świeckie towarzyszące pięciu biskupom - konsekratorowi, mającemu dokonać ceremonii wyświęcenia i czterem jego asystentom.

Gdy zbliżała się pora rozpoczęcia mszy konsekracyjnej w krużganku klasztornym, którego niewielki fragment stanowił, obok sali zebrań kapituły konwentu, zwanej kapitularzem, jedyną jak do tej pory murowaną część zabudowań kaliskich franciszkanów, rozpoczął formować się orszak. Na jego czele szli, z płonącymi świecami w dłoniach, gospodarze - zakonnicy minoryccy z tonsurami na głowach. Ubrani oni byli w szare, proste w kroju habity (o workowatej formie z kapturem na plecach), wykonane z grubego sukna i przewiązane zwykłymi skórzanymi powrozami. Za nimi ustawili się - w kolejności zgodnej z posiadaną godnością i sprawowaną funkcją - przybyli prawie w komplecie członkowie kapituły gnieźnieńskiej oraz inne osoby duchowne. Wreszcie szedł biskup konsekrator, a bezpośrednio za nim główny bohater dzisiejszej uroczystości - Jakub Świnka, otoczony przez czterech biskupów mających asystować w ceremoniale konsekracyjnym - wyświęceniu Jakuba na głowę polskiego kościoła. Przy dźwiękach trzech klasztornych dzwonów orszak ruszył w kierunku prezbiterium. W miarę jego zbliżania się do kościoła chybotliwy blask świec, niesionych przez zakonników, coraz bardziej widoczny był na ścianach prezbiterium, a stukot ich drewnianych sandałów, uderzających o ceglaną podłogę, rozlegał się w całej świątyni, aż wypełnił ją całkowicie. Wreszcie orszak wszedł do prezbiterium, a tworzące go osoby zajęły z góry wyznaczone miejsca w stallach i na okazałych tronach biskupich. Chór mnichów zaintonował pieśń. Msza rozpoczęła się.

Zanim jednak opiszemy dalszy przebieg kaliskiej uroczystości musimy cofnąć się nieco i chociaż w skrócie przedstawić okoliczności jakie do niej doprowadziły.

Otóż w 1271 roku zmarł arcybiskup gnieźnieński Janusz, sprawujący tę zaszczytną godność przez 13 lat, od 1259 roku. Z powodu braku zgodności co do wyboru jego następcy, stolec arcybiskupi przez dłuższy czas pozostawał nie obsadzony. Kapituła podzieliła się bowiem na dwa obozy, ale niestety żaden z obu wysuniętych kandydatów - pomimo podejmowanych starań - nie uzyskał wystarczającego poparcia. Nie udało się pogodzić stron nawet czterem kolejnym papieżom. Wreszcie w styczniu 1274 roku za zgodą, a właściwie należałoby powiedzieć na polecenie, papieża Grzegorza X zarząd nad archidiecezją objął biskup włocławski Wolimir, a po jego śmierci pieczę sprawował Prokop - kantor gnieźnieński pełniący jednocześnie funkcję kanonika krakowskiego i prepozyta sandomierskiego. Dopiero w czerwcu 1278 roku zasiadający wówczas na Stolicy Piotrowej Mikołaj III mianował arcybiskupem uczonego o europejskiej sławie - dominikanina Marcina "Polaka" z Opawy, ale ten zmarł przed objęciem urzędu. Wkrótce potem kapituła gnieźnieńska do sprawowania tej godności wybrała, ze swego grona, Włościbora. Nie uzyskał on jednak papieskiego zatwierdzenia i w związku z tym elekt, jeszcze przed otrzymaniem oficjalnego zawiadomienia, złożył, na ręce legata Firmina, rezygnację ze swego wyboru. Kolejny papież, Marcin IV, w grudniu 1281 roku wydał - przy poparciu i zapewne usilnych staraniach księcia wrocławskiego Henryka IV Probusa - bullę nominacyjną dla zakonnika franciszkańskiego Henryka Brene, pochodzącego z saskiej rodziny książęcej i jednocześnie spowinowaconego z Piastami śląskimi. Nie był on jednak mile widziany na tym urzędzie przez polskich dostojników kościelnych, a zwłaszcza przez księcia wielkopolskiego Przemysła II i skupionych wokół jego osoby możnowładców. Zdając sobie z tego sprawę i nie chcąc zbytnio angażować się w coraz bardziej wyraźnie rysujący się konflikt, sam złożył rezygnację z przyznanej godności i urzędu. Wreszcie w kwietniu 1283 roku, po przeciągającym się, już wówczas dwunastoletnim, wakansie na gnieźnieńskiej stolicy, miejscowa kapituła zebrała się na kolejnym posiedzeniu wyborczym. W trakcie tajnego głosowania jednomyślną akceptację - przy znacznym poparciu i za niewątpliwym podszeptem Przemysła II - uzyskała kandydatura jednego z jej członków - przedstawionego już wcześniej Jakuba Świnki. Wkrótce po elekcji Jakub, wraz z trzema innymi kanonikami gnieźnieńskimi, udał się do Rzymu. W Wiecznym Mieście przebywał niezbyt długo, bo szybko udało mu się przekonać papieża do swej kandydatury i niebawem otrzymał od niego bullę nominacyjną. Opatrzona ona jest pieczęcią Rybaka i własnoręcznym podpisem Marcina IV, nosi datę dzienną 30 lipca 1283 roku i posiada swoistą, rzadko spotykaną w tego rodzaju dokumentach formę: papież najpierw unieważnia w niej elekcję kapituły gnieźnieńskiej, a zaraz potem sam osobiście powołuje Jakuba na metropolitę gnieźnieńskiego i nakazuje prawie jednoczesne przeprowadzenie wyższych święceń kapłańskich oraz biskupiej sakry i nadanie mu arcybiskupiego paliusza. Nominat po uzyskaniu tego, bardzo dla siebie ważnego papieskiego pisma, niezwłocznie wrócił znad Tybru do Polski i rozpoczął czynić przygotowania do swej konsekracji i objęcia arcybiskupiego stolca. Po tych wyjaśnieniach sądzę, że możemy wrócić do Kalisza i zobaczyć, jaki dalszy przebieg miała uroczystość odbywająca się w kościele miejscowych franciszkanów, której opis przed chwilą przerwaliśmy.

W rozpoczętej przed chwilą mszy konsekracyjnej uczestniczyło - zgodnie z papieską wolą (de mandato apostolico) - pięciu biskupów: Jan (poznański), Gosław (płocki), Tomasz (wrocławski), Wolimir (lubuski) i przypuszczalnie biskup włocławski o nieznanym imieniu. Nie wiemy jednak, który z nich pełnił funkcję konsekratora, a którzy stanowili jego asystę. Wiemy natomiast, że przebiegała ona zgodnie z jedną z najstarszych wersji pontyfikatu "De consecratione electi in episcopum". Biskupi jak i elekt ubrani byli w uroczyste, pontyfikalne stroje - konsekrator w szaty liturgiczne, w jakich zwykle odprawia się mszę świętą, elekt w albę, stułę skrzyżowaną na piersiach, kapę i biret, a asystenci w alby, kapy i mitry.

Konsekrację Jakuba Świnki na arcybiskupa gnieźnieńskiego rozpoczęło doprowadzenie go przed dostojne oblicze konsekratora. Siedział on na okazałym i niezwykle bogato zdobionym tronie biskupim, ustawionym na podwyższeniu, tuż obok ołtarza. Po zdjęciu nakryć głowy, jeden z asystentów zwrócił się do biskupa prowadzącego uroczy-stość z następującą prośbą: "...Najprzewielebniejszy ojcze, żąda święta matka - Kościół katolicki, abyście tego kapłana na urząd arcybiskupi gnieźnieński podwyższyli...", a następnie odczytał tekst papieskiej bulli przywiezionej z Rzymu. W dalszej kolejności Jakub klęcząc złożył uroczystą przysięgę na wierność i posłuszeństwo Kościołowi, a potem - już stojąc - odpowiedział na pytania dotyczące kanonów kościelnych i dogmatów wiary katolickiej. Wreszcie, po tych wstępnych czynnościach, rozpoczęła się właściwa msza święta celebrowana przez konsekratora przy ołtarzu głównym, a przez elekta-nominata przy osobnym ołtarzu, ustawionym dla niego z boku. Msza ta była później - zgodnie z jej charakterem - dwukrotnie przerywana w celu dokonania poszczególnych elementów ceremoniału konsekracyjnego. W trakcie pierwszej z tych przerw wyznaczeni kanonicy gnieźnieńscy zdjęli Jakubowi kapę, rozwinęli stułę i włożyli krzyż biskupi, tunicellę, dalmatykę, ornat i manipularz. Natomiast podczas drugiej z nich w sposób symboliczny - poprzez nałożenie na głowę mszału, a później rąk - udzielono mu darów Ducha Świętego, a następnie, przy wypełniającym całą świątynię hymnie "Veni Creator...", Jakub Świnka został namaszczony i od tego momentu powiększył grono biskupów. Nieco później konsekrator poświęcił przygotowany dla niego pastorał i wraz z pierścieniem oraz oprawioną w skórę księgą Ewangelii wręczył mu tę oznakę pasterskiego urzędu. Po wymienieniu pocałunku pokoju, kontynuowano mszę świętą, która powoli dobiegała końca. Niebawem też zakończyła się i prowadzący uroczystość konsekracyjną udzielił wszystkim zgromadzonym w kościele swego błogosławieństwa i poświęcił infułę. Na głowę nowego arcybiskupa gnieźnieńskiego nałożył ją jeden z asystentów. Wtedy też Świnka otrzymał biskupią rękawicę i drugi, cenny pierścień, ofiarowany mu przez księcia Przemysła II. Całą uroczystość zakończyło procesjonalne przejście, ponownie uformowanego orszaku, przez wszystkie nawy franciszkańskiej świątyni, w trakcie którego nowy hierarcha udzielił pasterskiego błogosławieństwa i przy stopniowo cichnącym brzmieniu pieśni śpiewanej przez mnichów opuścił kościelne mury.

W ten oto sposób, 19 grudnia 1283 roku, w kaliskim kościele Ojców Franciszkanów wyświęcony został nowy, jak odnotowuje poczet, już siedemnasty z rzędu, arcybiskup gnieźnieński. Później postać Jakuba Świnki często pojawiała się na kartach kronik i różnego rodzaju dokumentów. Był on bowiem osobą o niezwykłych zdolnościach i przyczynił się m.in. do królewskiej koronacji Przemysła II w 1295 roku oraz do zjednoczenia Polski rozbitej na dzielnice.

Jerzy Aleksander Splitt